Siedziałam opierając się o ławkę i wciąż wpatrując się w
tajemniczego chłopaka. Sama nie wiedziałam co myśleć, co robić. Z jednej strony
niby potrzebowałam pomocy, z drugiej jednak strony ten chłopak był tak bardzo
podobny do Adama. Bałam się go. Pokiwałam głową i odsunęłam się jeszcze
bardziej. Skrzyżowałam ręce na piersi i zaczęłam pocierać ramiona, czując
narastający chłód. W następnej chwili
zimno zniknęło, a na moich barkach pojawiła się skórzana kurtka.
- trochę dzisiaj zimno. – ponownie usłyszałam niski głos
chłopaka, a sekundę później siadał tuż obok mnie, również opierając się o
ławkę.
- co ty robisz? – spytałam cicho.
- a jednak umiesz mówić. – zaśmiał się i spojrzał na moją
spuchniętą od płaczu i brudną od tuszu twarz. – chcę ci pomóc.
- niby dlaczego? – spojrzałam prosto w jego oczy.
Czekoladowe, duże ślepia, w których można było się nieświadomie zatracić. Miały
w sobie jakiś tajemniczy blask.
- a nie potrzebujesz jej? – uśmiechnął się.
- skąd to niby wywnioskowałeś? – spytałam z ironią,
odwracając wzrok.
- hm. Może stąd, że nie co dzień spotyka się młode
dziewczyny w środku parku o tej godzinie? W dodatku w takim stanie.
- nie potrzebuję niczyjej pomocy ani litości. – rzuciłam
niemiło i oddałam chłopakowi kurtkę.
- czemu jesteś taka uparta? – ponownie zarzucił ubranie na
moje ramiona.
- czego ty ode mnie chcesz co? Nie masz co robić? Odczep
się! – krzyknęłam i wstałam gwałtownie, a skórzana kurtka spadła mi z ramion.
Pobiegłam przed siebie, mając gdzieś w którą stronę biegne. Byle jak najdalej.
- poczekaj! – usłyszałam za sobą krzyk. Przyśpieszyłam. Nie
widząc nic przez ciemność nocy, potknęłam się o coś wystającego z ziemi. W
ostatniej chwili udało mi się oprzeć dłońmi, by nie upaść na twarz. chwilę
potem, poczułam jak ktoś chwyta mnie za biodra, podnosi w górę i stawia do
pionu.
- chcę ci tylko pomóc. – poczułam jego oddech na policzku,
kiedy zbliżył się do mnie i zaczął wyjmować liście z moich włosów.
- dlaczego? Dlaczego tak ci zależy? – szepnęłam, mrużąc
oczy, czując ciepło jego dłoni.
- nie lubię widzieć, jak kobieta cierpi. – odrzekł,
odsuwając się.
- skąd wiesz, że cierpię. – rzuciłam, odwracając głowę.
- widzę w jakim jesteś stanie. Pozwolisz mi? – spytał,
odwracając palcem moją twarz, tak bym mogła na niego spojrzeć. Przełknęłam
ślinę i spojrzałam mu w oczy.
- tak. – wyszeptałam i spuszczając twarz, założyłam ręce na
ramiona, pocierając je delikatnie.
Zarzucił na mnie swoją kurtkę i wyciągnął dłoń w moją
stronę.
- jestem Zayn. – uśmiechnął się
- Emely. – uścisnęłam jego ogromną rękę i szybko schowałam
ją z powrotem pod kurtkę.
- miło cię poznać. Chodźmy stąd. – rzucił i objął mnie
ramieniem. Automatycznie zrzuciłam jego rękę z przerażeniem. Spojrzał na mnie
zdziwiony, jednak zrozumiał, że nie mam ochoty na większy kontakt cielesny.
Ruszyłam za nim. Szliśmy w milczeniu, by pięć minut później wyjść z parku na
ulicę. Mimo naprawdę późnej pory wszędzie było mnóstwo ludzi. Kompletnie
zapomniałam, że jest piątek.
- gdzie mieszkasz? Odprowadzę cię do domu.- zaczął po bardzo
długiej ciszy
- ja.. nie trzeba, dam sobie radę. – szepnęłam, a w moich
oczach po raz kolejny pojawiły się łzy.
- miałem ci pomóc. Daj mi.. – nie dokończył, bo odwracając
się w moją stronę zauważył, że płacze. Przystanął i zbliżył się do mnie.
Przechylając głowę na bok, otarł kciukiem moje łzy. W skupieniu, wystawił delikatnie
język. Uśmiechnęłam się w duchu. To był naprawdę uroczy widok.
- czemu płaczesz? – spytał po chwili.
- nie płacze. – rzuciłam, odwracając głowę.
- nie wmówisz mi, że oczy ci się pocą. Masz dom, prawda? –
spojrzałam na niego jak na idiotę. Czy on uważał, że jestem bezdomna?
Przewróciłam oczami i ruszyłam przed siebie.
- czekaj! – krzyknął za mną, chwytając mój nadgarstek. –
przepraszam jeśli cię uraziłem.
- okej. – rzuciłam, wyrywając się z jego uścisku. – dziękuję
za pomoc, ale dalej sama sobie poradzę. – stwierdziłam, oddając mu kurtkę i odwróciłam się na pięcie. Postanowiłam, że
tym razem nie dam się zatrzymać.
Kiedy po piętnastu minutach marszu dotarłam w końcu pod
mieszkanie, poczułam ogromną gulę w gardle. Będę musiała znowu na niego patrzeć.
Znów wysłuchiwać jego obelg. I z pewnością znowu mi się dostanie. Wzięłam
głęboki oddech i wkroczyłam do bloku. Cicho nacisnęłam na klamkę. Było otwarte.
Bardzo powoli przeszłam do sypialni. Nigdzie go nie było. Wyjęłam spod łóżka
swoją małą walizkę i wrzuciłam do niej najpotrzebniejsze rzeczy. Kiedy ją
zamykałam usłyszałam szelest.
- a ty gdzie się wybierasz? – odwróciłam się z przerażeniem.
Adam stał oparty o framugę z założonymi na klatce piersiowej rękoma. Nie
odezwałam się. w milczeniu skończyłam pakowanie i chwyciłam za rączkę walizki.
– nigdzie nie idziesz ty mała zdziro. – krzyknął, po czym uderzył mnie w twarz.
upadłam na podłogę, wypuszczając z rąk
walizkę. Wtedy poczułam w sobie siłę, której od tak dawna nie miałam.
Podniosłam się z podłogi, chwyciłam za bagaż i odpychając chłopaka wybiegłam z
mieszkania. Nie zwolniłam kroku, póki nie znalazłam się parę ulic dalej.
Usiadłam na pobliskim murku i odetchnęłam. Zauważyłam
przechodzącą niedaleko kobietę w średnim wieku, palącą papierosa.
- przepraszam – podbiegłam do niej – czy nie miałaby pani
papierosa? – spytałam najmilszym tonem na jaki mnie było w tamtym momencie
stać.
- nie jesteś na to za młoda? – spojrzała na mnie unosząc
brew
- jasne, że nie. jestem pełnoletnia. – wymusiłam na sobie
uśmiech. O nic więcej nie zapytała.
Wręczyła mi papierosa i użyczyła
zapalniczki. Podziękowałam i odeszłam. Zasiadłam na murku, zaciągając się.
- trochę tego nie przemyślałam.. gdzie ja teraz niby pójdę?
– szepnęłam do siebie, kiedy doszło do mnie co właśnie zrobiłam. Nie miałam
pieniędzy. To znaczy trochę miałam, ale wystarczyłoby jedynie na jakiś obiad.
Nie mogę wynająć pokoju, nie mam przyjaciół, nie mam rodziny. Jedyną opcją było
chyba zamieszkanie pod mostem. Pocieszałam się faktem, że była wiosna, więc na
pewno nie zamarznę.
Dopalałam papierosa i zastanawiałam się nad rozwiązaniem.
Podniosłam głowę i spojrzałam na drugą stronę ulicy. Naprzeciwko mnie znajdował
się mały budynek z wielkim szyldem „Hotel”. Nie wyglądał na bardzo ekskluzywny,
wiec postanowiłam spróbować znaleźć tam jakąś pracę na szybko. Może uda mi się
wynegocjować pokój za stanowisko? Wyrzuciłam peta. wstałam, poprawiłam
koszulkę, chwyciłam za walizkę i biorąc głęboki oddech ruszyłam w stronę małego
hotelu.
***
- pokój za pracę? A co niby chce pani u nas robić? –
zabrzmiał niski głos postawnego mężczyzny, właściciela hoteliku.
- nie wiem.. mogę być sprzątaczką, pomagać w kuchni,
cokolwiek.. – spojrzałam prosząco na mężczyznę. Nie chciałam robić z siebie
ofiary, użalać się nad sobą. chciałam najzwyczajniej w świecie iść na dobry
układ.
- no dobra. Będzie pani pomagała naszej sprzątaczce. Dam
pani pokój na pierwszym piętrze. Może nie jest zbyt zadbany, ale zawsze. –
rzucił. Podszedł do recepcjonistki i dając jej parę poleceń, ponownie zwrócił
się do mnie
- Kate panią zaprowadzi i wszystko wytłumaczy. Do widzenia.
– rzucił i chwilę potem odszedł.
- cześć – młoda, zgrabna blondynka uśmiechnęła się do mnie
wyciągając rękę – Kate, miło cię poznać
- Emely, mnie również. – odwzajemniłam gest.
- chodź za mną. – rzuciła i ruszyła do przodu. szła powoli,
kołysząc delikatnie biodrami. Była pełna wdzięku, klasy. Widać było, że
dokładnie zna swoją wartość. – to tutaj. – po chwili otwierała drzwi do jednego
z pokoi na końcu korytarza.
- dziękuję – uśmiechnęłam się i weszłam do środka. Pokój..
nie, to źle powiedziane. Klitka ta miała jedno duże okno, ściany pomalowane
były na błękitno. Pod jedną z nich stało małe łóżko i taboret imitujący szafkę
nocną z małą, ledwo żyjącą lampką. Naprzeciwko okna stała średniej wielkości
komoda. A niedaleko niej mały stolik i krzesełko, chwiejące się na trzech i pół
nogi. No i łazienka. Ledwo co się w niej zmieściłam ale zawsze coś. Nie mogę
narzekać.
- niestety będziesz musiała przeżyć te warunki. I tak jestem
w szoku, że szef zgodził się na taki układ – zaczęła blondynka – w każdym
razie. Zaczynasz jutro od 6 rano. Przyjdź pod recepcję, jutro również mam zmianę
więc pomogę ci w zapoznaniu się z personelem.
- dziękuję.. jesteś naprawdę miła. – uśmiechnęłam się do
niej i odłożyłam walizkę.
Odwzajemniła gest i wyszła z pokoju, zamykając za
sobą drzwi.
Uchyliłam okno, bo w pokoju panował straszny zaduch i
opadłam na łóżko. Westchnęłam i położyłam się na plecach.
- przynajmniej się od niego uwolniłam.. – szepnęłam i
zmrużyłam oczy.
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
jestem naprawdę ciekawa czy chociaż troszkę Was zainteresowałam i czy się spodoba. no nie pozostaje mi nic jak tylko trzymać kciuki. ;)
buziaki!
Punkt 1. strasznie się cieszę, że mój ukochany Zayn jest tutaj głównym bohaterem. Punkt 2. bardzo wciągająca fabuła i dość mocny temat, ale świetnie piszesz, więc tak samo świetnie się to czyta. Czekam na ciąg dalszy.:) Love ya.:****
OdpowiedzUsuńTeraz ja pozwolę sobie na mały spamik.:) U mnie już jest 41 rozdział.:) Zapraszam.:)
OdpowiedzUsuńhttp://you-light-up-my-world.blogspot.com/
Świetny!
OdpowiedzUsuńJeszcze do tego czytać to z takim podkładem muzycznym ;D
Skąd ty bierzesz te pomysły?
Hahaha.
Czekam na next.
Dominika.
Łał. Jestem pod wrażeniem. Ja nie umiałabym opisać takiej sytuacji. Zayn mi się tu strasznie podoba :-D Mam nadzieję, że szybko się znowu spotkają :-)
OdpowiedzUsuńUjęłaś mnie Lenny'm zwłaszcza tym kawałkiem. Zamierzałam napisać po ostatnim dodanym rozdziałem, ale nie mogłam się powstrzymać. Pamiętaj, że forma ma również duże znaczenie. Kropki, duże litery itd. - piszę o tym, bo sama mam problem, a i u Ciebie znalazło się kilka braków znaków interpunkcyjnych. Co do treści - ciężki temat, dobrze opisany, tak jak gdzieś ktoś wcześniej Ci napisał - zharmonizowany z soundtrackiem o to moja droga - to jest całkowicie zajebiste.
OdpowiedzUsuń