~ Zayn ~
Wciąż stałem
w jednym miejscu. Wpatrywałem się w drzwi, za którymi parę sekund wcześniej
zniknęła Em. Nie mogłem uwierzyć, że mnie uderzyła. Nigdy w życiu nie spotkało
mnie coś takiego. Potarłem policzek i poczułem delikatny ból. Odwróciłem się na
pięcie i po wejściu do łazienki, spojrzałem w lustro. No tak, cały czerwony.
Odkręciłem wodę i zacząłem przemywać twarz. zatrzymałem się jednak i oparłem
dłońmi o umywalkę. Powoli podniosłem głowę i jeszcze raz spojrzałem w lustro.
- kurwa,
stary. Co ty odpierdalasz.. – rzuciłem do siebie na głos, wpatrując się w swoje
odbicie.
Przy tej dziewczynie kompletnie zapominałem o reszcie świata.
Zapominałem o obowiązkach i o tym co powinienem, a czego nie. Przy niej czułem
się jak cholerny bohater. Ktoś, kogo misją jest zaopiekowanie się tą piękną
szatynką. Ale czy tylko to czułem? Przecież jej dotyk przyprawiał mnie o
drżenie, przez jej szept czułem ciarki, a jej usta sprawiały, że odczuwałem jak
w środku mnie, wszystko się kotłuje.
Z zamyślenia
wyrwało mnie pukanie do drzwi. Zaprosiłem gościa krzykiem. W progu łazienki
stanął Harry z krzywą miną.
- czemu od
rana są takie krzyki? – spytał
-
przepraszam. – rzuciłem krótko
-
pokłóciliście się z Alice?
- nie. to
nie była Al.
- co? –
brunet uniósł brew ze zdziwieniem
- to była
Em. Dziwne, że nie poznałeś po krzyku. – rzuciłem oschle.
- a co ona
tu robiła?
- nic.
Nocowała.
- spaliście
ze sobą?! – krzyknął
- w pewnym
sensie.
- to znaczy?
- a co ty
taki ciekawski się zrobiłeś? – spojrzałem na niego. – nie, nie kochaliśmy się.
- mhm. –
Harry spojrzał na mnie, a ja czułem jak swoim wzrokiem wywierca dziure w mojej
głowie.
- no co?! –
krzyknąłem
- stary, co
ty odpierdalasz? – spytał spokojnie.
- nic. –
rzuciłem krótko
- właśnie
widzę. Wiesz, to nie jest w porządku jeśli jesteś z jedną dziewczyną, a
spotykasz się z drugą. – zaczął. Wiedziałem, że chce wygłosić swój kolejny
umoralniający wykład, ale nie miałem zamiaru go słuchać. Wypchnąłem przyjaciela
za drzwi i zamknąłem się w łazience.
- Zayn,
zastanów się co robisz. Dobrze ci radzę! – usłyszałem zza drzwi.
Styles miał
rację. Kompletnie mi odbiło. Nie chcę zrzucać winy tylko i wyłącznie na Em, ale
kurczę, to przez nią zachowuję się jak idiota. Jej obecność tak na mnie działa.
Z drugiej
strony, jesteśmy z Alice tak długo. To świetna dziewczyna, z którą od zawsze
dobrze się dogadywałem. Jest dla mnie jak przyjaciółka. Nie mogę jej zawieźć.
Nie po tym ile razem przeżyliśmy. Muszę skończyć z Em. Nigdy więcej nie możemy
się spotkać.
- kurwa, to
nie będzie takie łatwe. Ale ze mnie idiotaaa.. – rzuciłem do siebie, wchodząc
pod prysznic. Totalnie nie myślałem, kiedy ją całowałem. Ten jeden gest
utrudnił wszystko. Gdyby nie to, wiedziałbym co teraz zrobić.
***
~ Tess ~
- Em? Obudź
się! Em do cholery! – krzyczałam szturchając dziewczynę, ale bez żadnego
odzewu. Wiedziałam, że jeśli zmiesza wszystko na raz będzie źle. Mogłam nie
ulegać. Cholera, a jeśli coś jej się stanie?
Nie mogłam
dłużej wytrzymać. Odnalazłam telefon i zadzwoniłam po pogotowie. Przez cały
czas oczekiwania na pomoc, starałam się ją wybudzić. Nawet dałam jej pary razy
w twarz. niestety, bez skutku. Byłam przerażona. Po paru minutach przyjechało
pogotowie. Zanim otworzyłam, uprzątnęłam jeszcze ślady po wciąganiu. Wpuściłam
lekarza i wytłumaczyłam po łebkach o co chodzi. Oczywiście nie wspomniałam o
kokainie. Później stwierdziłam, że to bez sensu bo i tak pewnie zrobią jej
płukanie żołądka i inne badania, które wykażą wszystko.
Oczywiście
nie wpuścili mnie do karetki, więc musiałam dojechać do szpitala samodzielnie.
Wbiegłam do budynku i od razu podeszłam do recepcji. Po dowiedzeniu się gdzie
obecnie znajduję się Em, postanowiłam odnaleźć lekarza. Przystanęłam przed
salą, gdzie próbowali wybudzić, odratować dziewczynę i wpatrywałam się tępo w
całą scenę. Nie sądziłam, że kiedykolwiek zdarzy mi się coś takiego. Od tak
dawna mam do czynienia z kokainą. Brałam ją z mnóstwem osób, ale nikomu nie
przytrafił się aż taki odlot, taki wypadek.
Po
parudziesięciu minutach z Sali wyszedł lekarz.
-
przepraszam! – krzyknęłam i podbiegłam do mężczyzny – co z nią?
- a pani
jest? – uniósł brew
- jej
przyjaciółką.
- rozumiem.
Udało nam się opanować sytuację. Dziewczyna miała szczęście. Parę minut dłużej,
a nie dałoby się nic zrobić. Czy to pani
wezwała pogotowie?
- tak.
- proszę
powiedzieć co się stało. – spojrzał na mnie poważnym wzrokiem. Przełknęłam
powoli ślinę.
- to.. um..
- wie pani,
że kiedy przyjdą wyniki, będziemy wiedzieli co się stało. Jednak chciałbym
usłyszeć to od pani. – rzucił poważnym tonem. Odetchnęłam i powiedziałam
mężczyźnie o kokainie, pomieszanej z wódką.
- to było
naprawdę bardzo nieodpowiedzialne. W jej stanie, nigdy nie powinno się mieszać
takich substancji.
- jakim
stanie?! – niemalże wykrzyknęłam, patrząc na lekarza głupim wzrokiem
- przez to
całe zdarzenie, stan jej serca jeszcze bardziej się pogorszył. To w ogóle cud,
że przeżyła. Nie będę już mówił, że branie kokainy to zupełna głupota. – mówił
spokojnym głosem.
- ja.. no
tak.. czy mogę do niej wejść? – spytałam w końcu.
- tak, ale
nie na długo. Do widzenia. – rzucił i odszedł. Wzięłam głęboki wdech i powoli
weszłam do Sali, gdzie leżała Em.
***
Kiedy się
obudziłam moje oczy zaatakowało ostre światło. Po chwili mój wzrok się
przyzwyczaił i rozejrzałam się. leżałam w jakiejś białej Sali. Wyglądała na szpitalną.
W końcu moje oczy spotkały się z oczami Tess.
- co ty tu
robisz? Gdzie ja właściwie jestem?
- w
szpitalu. Trochę przesadziłaś.. – rzuciła i posłała mi nikły uśmiech.
- boże. wszystko
przez niego. – złapałam się za głowę
- przez
kogo? – dziewczyna uniosła brew. Spojrzałam na nią znacząco, a ona już
wiedziała o kogo chodzi. Tyle razy jej opowiadałam.
- dobra,
czas stąd wyjść. – stwierdziłam i podniosłam się z łóżka. Odczepiłam kroplówkę
i wszystkie kable do których byłam popodłączana.
- Em, nie
możesz, lekarz powiedział…
- idziesz? –
przerwałam jej. Pokiwała głową i ruszyła za mną. Po paru minutach wyszłam z
budynku szpitala, wcześniej wypisując się na własne żądanie.
Wróciłyśmy do
domu Tess, a ja zaległam przed telewizorem. Nagle rozdzwonił się mój telefon. Spojrzałam
na ekran. Zayn. Przez chwilę zastanawiałam się czy odebrać. Wzruszyłam ramionami
i rozłączyłam się. chłopak nie dawał jednak za wygraną. W końcu, po pięciu
odrzuconych połączeniach postanowiłam odebrać, tak dla świętego spokoju.
- co? –
rzuciłam oschle.
- ale miłe
powitanie.
- nie mam
powodów do bycia miłą. Czego chcesz?
- spotkajmy
się, chcę porozmawiać. – byłam naprawdę ciekawa o czym on chce gadać. Z czystej
ciekawości zgodziłam się na spotkanie. Umówiliśmy się i bez pożegnania,
nacisnęłam na czerwoną słuchawkę.
***
Siedziałam
na ławce w parku, machając nogami i czekając na mulata. Minuty mijały, a on się
spóźniał. Ale nie zdziwiło mnie to. Był całkowicie niepoważny, więc o
punktualności nie mogło być mowy. W końcu w oddali zauważyłam jego sylwetkę.
- hej. –
rzucił i uśmiechnął się.
- o czym
chciałeś gadać? – spytałam od razu
- no
właśnie. – zaczął i usiadł obok mnie. – po pierwsze chciałem przeprosić za
swoje zachowanie. nie powinienem był cię całować, ani doprowadzać do takich
sytuacji jakie zaistniały między nami. – z każdym jego słowem moje oczy rosły. –
mam dziewczynę, którą kocham. A tobą byłem po prostu zafascynowany. Wybacz, ale
nie możemy się już więcej spotykać. – siedziałam jak wryta i wpatrywałam się
tępo w jego twarz.
Dopiero teraz uświadomiłam sobie, że tych słów bałam się
najbardziej. Moje negatywne emocje automatycznie opadły, a na ich miejsce
wstąpił smutek i zawód. Mimo, że traktowałam go tak oschle, bardzo go
polubiłam. Spędzanie z nim czasu było czymś cudownym, czymś co było dla mnie
jak odwyk. Może nie widywaliśmy się zbyt często, ale czasem nie trzeba dużo
czasu, by kogoś.. no właśnie, co ja tak właściwie czułam? W tamtym momencie
chyba jedynie smutek.
- Em? –
spojrzałam w jego brązowe oczy. Od pierwszego spotkania niesamowicie bardzo je
polubiłam. Teraz jednak okazuję się, że już nigdy więcej ich nie zobaczę. Czemu
wszystko tak się pieprzy? Czemu musiałam go spotkać? Chyba tylko po to, by
ponownie się zawieść.
-
przepraszam, zamyśliłam się. – wyszeptałam, nie mogąc oderwać od niego oczu. –
czyli już się nie spotkamy, tak?
- tak. Wiedz,
że życzę ci jak najlepiej. Wierzę, że sobie poradzisz. Jesteś silna i
zobaczysz, że niedługo..
- Zayn.. –
przerwałam mu.
- hm?
- czy
mogłabym cię pocałować po raz ostatni? – spojrzałam na niego z nadzieją. Przez chwilę
jakby się zastanawiał. Pokiwał jednak głową na zgodę.
Wstrzymałam oddech
i powoli zbliżyłam do niego twarz. zatopiłam się w brązie jego oczu, by po
chwili zatopić się w jego słodkich ustach. Z początku całowałam go bardzo
powoli, nieśmiało. Później jednak, wczułam się całkowicie. Zaciągałam się jego
cudownym zapachem i delikatnie muskałam językiem jego wargi. Chwyciłam jego
twarz w dłonie i zmrużyłam oczy. Chciałam zapamiętać ten smak, to ciepło jego
ust. Byłam pewna, że nie pozwoli mi na za wiele. Pomyliłam się jednak. Mulat również
się wczuł, układając swoją gorącą dłoń na moim policzku. Poczułam przeszywające
mnie ciarki. całował mnie tak cholernie czule, tak zachłannie. Zupełnie tak jak
na ostatni pocałunek przystało.
W pewnym momencie poczułam jak z moich oczu
spływają łzy, a chwilę potem poczułam ich słony smak. Zayn oderwał się ode mnie
i chwycił moją twarz w dłonie. Spojrzał mi głęboko w oczy i kciukami wytarł
kolejne łzy. Uśmiechnął się i złożył delikatny pocałunek na moich ustach. Po raz
ostatni. Podniósł się z ławki i odszedł. Bez żadnego słowa. Kiedy się oddalił,
odwrócił się jeszcze na moment. I to było najboleśniejsze.
Siedziałam bez
ruchu i wpatrywałam się w znikającą sylwetkę chłopaka. Nigdy nie sądziłam, że
będę tak cierpiała z jego powodu. Bo cierpiałam i to cholernie. Ból w sercu rósł
z każdą kolejną sekundą.
- co się
kurwa ze mną dzieje. Przecież sama tego chciałam. Chciałam, żeby dał mi
spokój.. – mówiłam do siebie, układając dłoń na klatce piersiowej.