sobota, 22 lutego 2014

Rozdział 7.

Staliśmy w kuchni od ponad dwudziestu minut. Zamiast zająć się dalszym poszukiwaniem jedzenia, wpatrywaliśmy się w siebie bez słowa. Żadne z nas nie odwróciło wzroku, nie zbliżyło się, ani nie cofnęło. Uwielbiałam podziwiać blask w jego brązowych tęczówkach. Czułam jak przeszywa mnie wzrokiem. I mimo tego, że mnie nie dotykał, na moje ciało wkradła się gęsia skórka. Oblizałam dolną wargę, a chwilę potem on otwierał już usta. Jednak nie odważył się odezwać. Zamiast tego zrobił krok w przód. Poczułam jak moje serce zaczyna coraz szybciej bić. Chłopak powoli podchodził coraz bliżej. Kiedy znalazł się już tak blisko, że nasze ciała dzieliły milimetry, posłał mi nieśmiały uśmiech. Odwzajemniłam go i podniosłam dłoń, chcąc dotknąć jego uniesionych kącików ust. W tym jednak momencie do kuchni wparował Harry.

- no i co? – zauważywszy nas, wyszczerzył się i cofnął – sorki, nie chciałem przeszkadzać.

Kiedy zorientowaliśmy się, co powiedział, w jednym momencie odskoczyliśmy do siebie i oboje zwróciliśmy oczy w różne kierunki. Mulat zaczął drapać się po tyle głowy z zakłopotaniem i coś mamrotał pod nosem. Ja odwróciłam się tyłem do chłopaków i poczuł jak moją twarz oblewa rumieniec.

- to co na obiad? – spytał lokowaty po dłuższej chwili ciszy
- no właśnie.. może zamówimy pizzę? – zaproponował Zayn
- świetnie! – brunet klasnął  dłonie
- to ja.. będę się zbierała.. – wyszeptałam i posłałam im lekki uśmiech.
- zostań na obiad.. – usłyszałam za sobą niski głos mulata. Czułam, że najlepiej byłoby gdybym wyszła z tego domu jak najszybciej, jednak coś mnie tu trzymało. Coś sprawiało, że nie miałam ochoty rezygnować z obecności Zayn’a. Westchnęłam cicho i zgodziłam się.


Siedzieliśmy przed telewizorem, oglądając jakiś głupi program. Śmialiśmy się, komentowaliśmy i wygłupialiśmy. Coraz bardziej zaczynało mi się podobać towarzystwo tych dwóch chłopaków.  Po zjedzonym „obiedzie” postanowiłam, że jednak powinnam się zbierać.

- odprowadzę cię. – rzucił Zayn, podnosząc się z kanapy.
- nie trzeba, naprawdę – uśmiechnęłam się, podchodząc do drzwi.
- ale ja będę spokojniejszy, jeśli to zrobię. – odwzajemnił gest.
- no dobrze, skoro tak stawiasz sprawę. – zgodziłam się i spojrzałam w jego oczy. Od razu po mojej zgodzie zabłysły, a kąciki jego ust uniosły się znacznie do góry.
- cześć Harry! – rzuciłam wychodząc
- już nie piękny? – oburzył się, po czym wybuchł śmiechem – pa mała!


Szliśmy powoli, nie rozmawiając. Mimo, że milczeliśmy, wcale nie czułam się z tym źle. Nie wiem dlaczego, ale w ciągu paru godzin moje podejście do tego chłopaka o kruczoczarnych włosach zmieniło się diametralnie. Może to przez tamtą rozmowę? Może przez normalne spędzenie czasu? A może przez ten mały gest, dotykania jego dłoni?

Doszliśmy w okolice hotelu, a ja stanęłam jak wryta. Czułam jak tracę powoli powietrze.

- co jest? – spytał mulat, widząc moją reakcję
- A.. Adam.. – wydukałam wskazując palcem na wejście do budynku. Chłopak chodził w tą i z powrotem, wyraźnie na coś lub na kogoś czekając.  Był jak zwykle wkurzony, odpalał papierosa od papierosa i rozglądał się nerwowo. – jak ja mam teraz tam wrócić.. boże..
- spokojnie Em – wyszeptał Zayn i objął mnie ramieniem. W tamtej chwili poczułam się dziwnie bezpieczna i nawet trochę szczęśliwa. – mam z nim pogadać?
- nie! – wykrzyknęłam. Bałam się, że ten niezrównoważony psychicznie koleś może zrobić coś złego Zayn’owi. – chodźmy stąd.. – pociągnęłam chłopaka za sobą. nie wiedziałam gdzie idę, ale byle jak najdalej od Adama.

- Emely, nie tak szybko.. – zaśmiał się mulat. Dopiero teraz zorientowałam się, że przez dłuższy czas biegniemy.
- przepraszam.. – przystanęłam – teraz już kompletnie nie mam się gdzie podziać. – spuściłam głowę. Poczułam zażenowanie. Jestem totalną sierotą. Nie potrafię nawet znaleźć sobie domu, pracy, niczego.
- mała – podszedł do mnie i uniósł palcem moją twarz – możesz przenocować u nas.
- przestań. Nie będę się wam zwalała na głowę.. muszę coś wymyślić.. – zaczęłam się nerwowo rozglądać. Chwycił mnie za nadgarstek i przyciągnął do siebie. nasze ciała dzieliły milimetry. Czułam na twarzy jego ciepły oddech, jego nieziemski zapach. Przez chwilę staliśmy w milczeniu, a w mojej głowie myśli szalały jak głupie.

- proszę. – posłał mi najpiękniejszy ze swoich uśmiechów. Poczułam jak nogi się pode mną uginają. To bardzo złe, że tak łatwo mogę mu teraz ulec. Pokiwałam nieśmiało głową i ruszyliśmy z powrotem do domu chłopaków.


***

Siedziałam skulona na trawie, w ogródku chłopaków i paliłam. Wpatrywałam się w wyjątkowo gwieździste niebo. Nagle poczułam na swoich ramionach ciepły materiał. Odwróciłam się, a moim oczom ukazał się uśmiechnięty od ucha do ucha Harry.

- dzięki za bluzę, nie trzeba było – odwzajemniłam gest i odwracając głowę w stronę gwiazd, zaciągnęłam się papierosem.
- trzeba, trzeba – zaśmiał się i usiadł obok mnie. – słuchaj Emely.. przepraszam, że tak prosto z mostu.. – zaczął, patrząc w niebo
- no?
- czy ty i Zayn.. no czy wy ze sobą kręcicie? – spytał, a mi opadła szczęka. Niby skąd wysuwa takie bzdurne wnioski? Odchrząknęłam i szybko odpowiedziałam.
- jasne, że nie. skąd ten pomysł? On tylko.. pomaga mi. Z resztą sama nie wiem czemu.
- no jasne. Rozumiem. – wyszczerzył się, a chwilę potem poczułam jak przysuwa się do mnie.  – ładne niebo, nie?
- owszem. – uśmiechnęłam się do siebie i spojrzałam na twarz chłopaka wpatrującego się w górę. Był naprawdę uroczy. Szczególnie kiedy blask gwiazd oświetlał delikatnie jego piękne dołeczki i błyszczące, zielone oczy. Kiedy tak mu się przyglądałam, odwrócił wzrok. Z jego twarzy wciąż nie znikał uśmiech. Zbliżył się do mnie tak, że nasze usta dzieliły jedynie milimetry.  Jego wargi były już bardzo blisko, czułam jego spokojny oddech, kiedy nagle drzwi od domu się otworzyły i stanął w nich Zayn.


- co wy.. – zatrzymał się, widząc w jakiej sytuacji się znajdujemy. Szybko odsunęłam od siebie Harry’ego i spojrzałam na mulata. Ten jedynie rzucił nam zabójcze spojrzenie i zaciskając pięści wszedł z powrotem do środka.


-----------------------------------------------------------------------------------------------------

przepraszam, że tak krótko i nudno ;/ obiecuję, że w następnym się poprawię! ;) 
buziaki! 

czwartek, 20 lutego 2014

Rozdział 6.

Obudziłam się w środku nocy zalana potem. Usiadłam na łóżku i patrzyłam w ścianę. Dopiero potem zorientowałam się, że nie jestem nawet przebrana. Musiałam usnąć od razu po wciągnięciu. Zdjęłam szybko ciuchy i pobiegłam do łazienki.

Zimna woda oblewała moje nagie ciało, a ja cały czas starałam się przestać myśleć o tym co mi się śniło. Wszystko to było takie realne. Ale dlaczego akurat Zayn? I dlaczego w takiej formie? Nie chce o nikim więcej tak myśleć. Nie chce nikogo pożądać i nie chcę nikogo kochać.

Tego dnia miałam wolne więc zaraz po zjedzeniu śniadania, które przyniosła mi Muriel, postanowiłam  wyjść na spacer. Musiałam się przewietrzyć, ochłonąć by nie myśleć.

Szłam nieznanymi mi ulicami Londynu. Sama nie wiedziałam jak tam trafiłam. Musiałam się kompletnie wyłączyć ze świata. Nagle za swoimi plecami usłyszałam niski, znajomy głos:

- Em! W końcu cię mam! – wykrzyknął Adam, podchodząc do mnie ze swoimi cwanym uśmieszkiem i łapiąc mnie za ręce.
- zostaw mnie skurwielu! – szarpałam się z chłopakiem, który coraz mocniej zaciskał dłonie na moich nadgarstkach.
- widzę, że ten laluś nauczył cię pyskowania! Ale ja to zaraz zmienię! – krzyczał, coraz bardziej wściekły. Uderzył mnie w twarz, ale nie puszczał. Przyparł do ściany pobliskiego budynku i ponownie uderzył. Przyglądał się mojej czerwonej od uderzeń twarzy, z dumą i uśmiechem.

Usłyszeliśmy pisk opon, co odwróciło na chwilę uwagę Adama. Od razu z tej chwili skorzystałam i wyrwałam mu się. zaczęłam biec przed siebie, słysząc za plecami wściekły głos chłopaka:

- Dorwę cię suko! Dorwę i zabiję!

Przyśpieszyłam z przerażeniem. Bałam się, że może mnie dogonić i zrobić to, czym groził. Zauważyłam jakiegoś chłopaka wsiadającego właśnie do auta. Skręciłam w jego stronę, a chwilę potem wsiadałam do jego samochodu.

- JEDŹ! – krzyknęłam, ledwo łapiąc oddech
- co jest?! – zdziwił się i spojrzał na mnie – ej, ja cię znam!
- JEDŹ! BŁAGAM! – wciąż krzyczałam. Szarpałam go za ramię, widząc w lusterku zbliżającego się Adama. Chłopak szybko odpalił silnik i ruszyliśmy z piskiem opon.

- powiesz mi w końcu o co chodzi? – po paru minutach usłyszałam zachrypnięty głos.
- po co? – wciąż spoglądałam przez okno.
- hm, bądź co bądź wsiadłaś do MOJEGO samochodu. Chyba należą mi się wyjaśnienia. – zatrzymaliśmy się na światłach, a ja poczułam na sobie jego wzrok. Przyglądałam mu się chwilę i czułam jak w głowie coś mi świta.
- czy my się nie znamy? – rzuciłam
- brawo – klasnął w dłonie – a więc?
- a możesz najpierw przypomnieć jak się nazywasz?
- Harry, ten piękny. – wrócił wzrokiem przed siebie, starając się zachować powagę, jednak ja widziałam, że na jego twarz wkrada się delikatny uśmiech.
- kojarzę..
- no to super. A teraz powiedz o co chodzi.
- o nic szczególnego. Musiałam uciec od mojego.. – zatrzymałam się na chwilę, przełykając ślinę i odwracając wzrok – od mojego byłego.
- dlaczego w taki sposób? – nie dawał za wygraną. Zaczynała mnie denerwować jego wścibskość.
- bo jest niebezpieczny. – rzuciłam krótko. – możesz mnie tutaj wysadzić – dodałam szybko.
- nie ma mowy.
- niby dlaczego? – spojrzałam na bruneta ze zdziwieniem – wysadź mnie tu.
- nie. to mój samochód i ja w nim żądze. Koniec tematu – stwierdził, a  w jego tonie można było dosłyszeć stanowczość. Wzruszyłam ramionami i wzrokiem wróciłam do oglądania mijanych widoków.

Paręnaście milczących minut później zatrzymywaliśmy się pod jakimś domem.

- gdzie my jesteśmy? – spytałam, wysiadając i rozglądając się.
- nie poznajesz? – rzucił i nie czekając na odpowiedź, wziął mnie za ramię i wprowadził do budynku.
- stary, znalazłem twoją zgubę! – krzyknął.
- co ty.. – moim oczom ukazał się zszokowany równie bardzo co ja, mulat. – Emely..
- Zayn? O co tu chodzi? – spojrzałam na lokowatego.
- no pięknie. Totalnie nic nie kojarzysz? No cóż. Jemy coś? – Harry odrzucił kluczyki na stolik i ruszył w stronę kuchni.
- po co mnie tu przywiozłeś? – podbiegłam do lokowatego, olewając Zayn’a, który właśnie otwierał usta.

- mogłabyś na mnie w końcu spojrzeć?! – krzyknął nagle mulat, chwytając mnie za ramię
- a mógłbyś mnie nie szarpać? – starałam się wyrwać z jego mocnego uścisku.
- a moglibyście się ogarnąć?! – rzucił niespodziewanie Harry – jesteście nienormalni. Ogarnijcie się. ja idę do siebie. jak będzie jedzenie to mnie zawołajcie. – wziął butelkę wody i odszedł.

- tak więc? – mulat spojrzał na mnie pytająco
- co?
- powiesz mi co się stało?
- daj mi spokój. – rzuciłam oschle i wyrwałam się z jego uścisku
- czemu taka jesteś?! – krzyknął za mną
- niby jaka? – odwróciłam się na piecie
- taka.. sukowata. – stwierdził, wpatrując się we mnie.
- dzięki za komplement.
- co ja ci zrobiłem, że tak mnie gnoisz, co? – podszedł do mnie, nie spuszczając wzroku – tak bardzo cię to razi, że ktoś chce ci pomóc?
- nie potrzebuję niczyjej pomocy.
- widziałem to wczoraj. I widzę teraz. Jesteś jakaś nienormalna.. – zrobił głupią minę i machnął teatralnie dłońmi
- ależ dziękuję. to wszystko? W takim razie ja wychodzę. – zaśmiałam się z ironią i ruszyłam ku drzwiom.
- nigdzie nie pójdziesz dopóki mi nie wytłumaczysz co się stało. – chwycił mnie za ramię i pociągnął w stronę kanapy.
- mógłbyś mnie nie dotykać?!
- siadaj. – olał moje słowa i wskazał na miejsce.
-co ja mam ci niby powiedzieć? – spytałam, uspokajając się powoli. Przestałam widzieć sens w dalszym byciu „sukowatą”, widząc w jego oczach prawdziwą troskę. A tak właściwie to dlaczego ja się tak zachowywałam w stosunku do niego? Chyba za bardzo bałam się, kim Zayn może się okazać. Poczułam na sobie jego przeszywający wzrok. Spojrzałam w czekoladowe oczy chłopaka i od razu poczułam mięknące nogi. Siedzieliśmy wpatrując się w siebie, bez żadnego słowa. Biłam się z myślami. Z jednej strony czułam, że potrzebuję opowiedzieć komuś o tym wszystkim co spotkało mnie do tej pory. Jednak czy Zayn to odpowiednia osoba?

- Emely? – usłyszałam jego niski głos.
- mów mi Em. – rzuciłam, nie przestając wpatrywać się w jego tęczówki.
- okej Em. – zauważyłam, że kąciki jego ust podnoszą się nieznacznie. – opowiesz mi co się stało?

Tyle czasu broniłam się przed tym chłopakiem. Przed myślami o nim. Przed rozmową i jego obecnością. A teraz poczułam się jak kompletna idiotka, chcąc opowiedzieć mu całe swoje życie. Przecież, jeśli to zrobię to wyjdę na cholerną hipokrytkę. W tym chłopaku o ciemnych oczach było coś, co bardzo powoli łamało lód w moim sercu. Lód, który pozostawił po sobie Adam.

- a czy mogę zapalić? – spytałam cicho.
- jasne, chodźmy na zewnątrz. – uśmiechnął się. parę sekund później siedzieliśmy już na trawie i odpalaliśmy. Wzięłam głęboki oddech i spojrzałam w pustą przestrzeń przede mną. Opowiedziałam mu o zdarzeniu, które miało miejsce godzinę temu i o tym jak znalazłam się w ich domu.

- co za skurwiel. Jak go dorwę.. – zaczął Zayn, zaciskając pięści
- przestań, to nie ma sensu. – ułożyłam dłoń na jego dłoni, a ta momentalnie się rozluźniła. Poczułam wtedy jak gęsia skórka wkrada się na moje ciało. A przecież nie było zimno..

- Em.. – usłyszałam jego szept.
- hm?
- pozwolisz sobie pomóc? – przeszył mnie wzrokiem.
- ja..
- nie poradzisz sobie sama. Nie twierdzę, że jesteś słaba. Ale z tym nie można być samemu.. – przerwał mi, obejmując moją dłoń swoją dużą ręką.
- dlaczego?
- co?
- dlaczego tak się upierasz przy pomaganiu. Pomaganiu dziewczynie, której praktycznie nie znasz. – spojrzałam na nasze dłonie, które wciąż trwały złączone. Kiedy zorientował się gdzie patrzę, jego policzki momentalnie oblał rumieniec i puścił mnie.

- a dlaczego zadajesz tyle pytań? – uśmiechnął się delikatnie.
- bo nie rozumiem..
- chodźmy coś zjeść. – po raz kolejny mi przerwał i wstając, podał rękę.


Wzruszyłam ramionami i posłałam mu słaby uśmiech, a chwilę potem staliśmy przed lodówką i zastanawialiśmy się co można przyrządzić.


wtorek, 18 lutego 2014

Rozdział 5.

Siedziałam przy barze kolejną godzinę. Czułam się coraz gorzej. Wszystko przez to, że po raz kolejny przed imprezą wciągnęłam z Tess parę kresek i zmieszałam to z alkoholem. Upiłam swojego drinka i poczułam, że muszę szybko wyjść na zewnątrz. Wstałam i chwiejnym krokiem ruszyłam w stronę wyjścia. Niestety, przez mój stan potknęłam się o własne nogi i upadłam na chłopaka stojącego niedaleko. Złapał mnie w ostatniej chwili.

- ups.. – wybełkotałam. Spojrzałam w górę. Nie widziałam jego twarzy, bo wszystko było dla mnie rozmazanym obrazem. Widziałam jedynie, że jest sporo wyższy ode mnie.
- dobrze się czujesz? – usłyszałam jego zachrypnięty głos, przekrzykujący głośną muzykę. 

Pokiwałam niezgrabnie głową i poczułam, jak kręci mi się w głowie. Osunęłam się i spojrzałam w jego twarz, której wciąż nie widziałam wyraźnie. Roześmiałam się. Pokręcił głową i nie wypuszczając mnie z ramion podszedł do stojącej niedaleko ławki. Usadził mnie i oparł plecami o ścianę.

- musisz chyba przystopować. – odezwał się, odgarniając kosmyki włosów, który opadły na moją twarz. przyglądałam mu się intensywnie ze zwykłej ciekawości. W końcu udało mi się dostrzec rysy jego twarzy. Chłopak miał urodę stu procentowego chłopczyka, miły uśmiech, urocze dołeczki i duże oczy. Niestety nie udało mi się zobaczyć ich koloru.

- no hej piękny – wyszczerzyłam się, nachylając w jego stronę. Ponownie pokręcił głową z uśmiechem, a ja poczułam jak robi mi się coraz bardziej niedobrze. Zakryłam usta dłonią i wstałam gwałtownie. Ten chyba zrozumiał, bo wziął mnie za rękę i wyprowadził szybkim krokiem z knajpy.

Kucnęłam pod ścianą budynku i od razu zaczęłam wymiotować. Stanął nade mną, trzymając mi włosy. Słyszałam jak odetchnął z pożałowaniem. Jednak w tamtej chwili miałam to gdzieś. Czułam się okropnie. Po paru minutach, wycieńczona, usiadłam na chodniku nie podnosząc głowy. On wciąż stał obok i mi pomagał.


~ Zayn ~

Chciałem zapalić, ale nie miałem ochoty siedzieć dłużej w tym zaduchu. Postanowiłem wyjść na zewnątrz. Kiedy znalazłem się przed drzwiami, odpaliłem papierosa i zaciągnąłem się nim. Spojrzałem w bok i mocno się zdziwiłem. Pod ścianą kucał Harry, trzymając jakąś wymiotującą dziewczynę.

- stary, co jest? – zagadałem, podchodząc bliżej. – kto to jest?
- nie mam pojęcia. Wpadła na mnie a później było z nią coraz gorzej. Albo się ostro upiła, albo naćpała. Spójrz na nią. – kiwnął głową. Siedziała z opuszczoną twarzą, którą zakrywały długie ciemne włosy. Harry podał jej chusteczkę i wytarła się. kucnąłem obok przyjaciela i odgarnąłem dziewczynie włosy. To co zobaczyłem przeraziło mnie.

- Emely!? – krzyknąłem , unosząc jej głowę
- znasz ją? – zdziwił się lokowaty
- to długa historia.. – rzuciłem i podniosłem ledwo żyjącą szatynkę. Chwyciłem ją za ramiona i wyprostowałem. – słyszysz mnie? – potrząsnąłem nią delikatnie. Bez żadnego odzewu. Była całkowicie nieprzytomna. – dobra, koniec zabawy.
- zabawa! Tak! – krzyknęła nagle, jakby wybudzona ze snu. Już chciała ruszyć w stronę knajpy, ale przytrzymałem ją.
- koniec tego dobrego. Idziemy stąd. – zarzuciłem sobie jej rękę na kark.
- co ty robisz? – spytał Harry
- zabieram ją do nas. Nie można jej zostawić tutaj w takim stanie.
- no dobra, zamówię wam taksówkę.

Chwilę potem już podchodziłem do czekającego na nas wozu, z dziewczyną wciąż uwieszoną na moich ramionach. Przez cały ten czas nie dawała żadnego znaku życia, musiałem sprawdzać czy na pewno nic jej nie jest. Kiedy jednak chciałem wsadzić ją do taksówki, ona znów jakby się wybudziła i spojrzała przez moje ramię

- pa piękny! – wybełkotała ze śmiechem, machając Harry’emu.


Paręnaście minut później zatrzymaliśmy się pod moim domem.  Z trudem wyjąłem z samochodu wciąż nieprzytomną  dziewczynę. Kiedy wkładałem klucz do drzwi, poczułem jak powoli osówa się z moich ramion. Złapałem ją w ostatniej chwili i otwierając drzwi kopnięciem, wziąłem ją na ręce. Zaniosłem od razu do swojego pokoju. Posadziłem na łóżku i kucnąłem naprzeciwko nieprzytomnej Emely. Wziąłem jej twarz w dłonie i podniosłem. Odgarnąłem włosy i spojrzałem w oczy. Miała powiększone źrenice, do tego stopnia, że kolor jej tęczówek był ledwo widoczny.

- co ty brałaś? – spytałem głośno i wyraźnie. W odpowiedzi usłyszałem kompletnie niezrozumiały bełkot.

Pokręciłem głową i podniosłem ją powoli. Zaprowadziłem do łazienki i przemyłem jej twarz. kiedy wróciliśmy do pokoju, położyłem ją na łóżku i postanowiłem, że zmienię ubrudzone ciuchy dziewczyny. Kiedy leżała już w samej bieliźnie, spojrzałem na jej filigranowe ciało. Było naprawdę piękne. Jednak w takim stanie, w jakim się znajdowała nie czułem kompletnie żadnego podniecenia. W tamtej chwili totalnie mnie nie pociągała.
 Znalazłem najmniejszą koszulkę i spodenki jakie miałem i ubrałem ją. Ułożyłem i nakryłem kołdrą. Spojrzałem po raz kolejny na jej twarz. kiedy tylko spotkała się z poduszką od razu zasnęła. Założyłem za ucho opadające kosmyki jej włosów i ucałowałem w czoło.

- coś ty ze sobą zrobiła..


***

Obudził mnie śpiew ptaków. Zdziwiłam się, bo nigdy jak do tej pory nie słyszałam ptaków w pobliżu hotelu. Otworzyłam oczy i rozejrzałam się. Chwila moment, gdzie ja jestem? Podniosłam się do pozycji siedzącej i od razu tego pożałowałam. Poczułam przeszywający ból głowy i niesmak w ustach. Mimochodem spojrzałam w dół. Dlaczego mam na sobie nie moje ciuchy? Przerażona, odsunęłam kołdrę i opuściłam stopy na podłogę. Wciąż się rozglądałam z nadzieją, że może jednak coś mi się przypomni. Stanęłam i już chciałam zrobić krok, kiedy poczułam, że potykam się o coś dużego i upadam.

- co jest kurwa.. – udało mi się oprzeć w ostatniej chwili o dłonie. Usiadłam i obróciłam się, by zobaczyć co stanęło mi na drodze.  – Zayn? – krzyknęłam. Chłopak poruszył się i powoli otworzył oczy.

- dzień dobry. – posłał mi uśmiech
- gdzie ja jestem? – zaczęłam od razu – czemu z tobą? I co to za ciuchy? – wskazałam na siebie.
- jesteś u mnie, a te ubrania są moje. Musiałem cię przebrać, bo byłaś strasznie ubrudzona.
- super, ale skąd ja się tu wzięłam? I czy my się… - spojrzałam na niego z przerażeniem.
- nie, nie kochaliśmy się. – odrzekł spokojnym tonem.
- całe szczęście. To ja już będę szła. Dzięki. – rzuciłam szybko i podnosząc się z podłogi, ruszyłam w poszukiwaniu ubrań.
- ej, gdzie są moje ciuchy? – zwróciłam się do Zayn’a, który zdążył się podnieść. Dopiero teraz zauważyłam, że był bez koszulki. Widząc jego ciało, przygryzłam delikatnie dolną wargę, nie mogąc oderwać od niego wzroku.

- słyszysz? – ocknęłam się, słysząc głos chłopaka
- c.. co?
- mówiłem, że uprałem ci ciuchy i zaraz ci je przyniosę. – rzucił z uśmiechem i ruszył do łazienki. 
Chwilę potem stał przede mną wręczając mi moje rzeczy. Zabrałam je i poszłam się przebrać. Przemyłam twarz, związałam włosy w luźnego koka i wróciłam do pokoju. Zayn siedział na łóżku z laptopem, wciąż z nagim torsem. Ponieważ nie zauważył, że wróciłam pozwoliłam sobie na chwilę zapomnienia. Przyglądałam się jego klatce piersiowej, jego tatuażom. W tamtym właśnie momencie zapragnęłam dotknąć każdego z nich, poczuć pod palcami jego niesamowicie wyrzeźbiony tors i zasmakować tych pełnych warg.

- o, już wróciłaś. – usłyszałam radosny głos mulata. Szybko się otrząsnęłam i skarciłam w myślach. Jak ja mogłam w ogóle o czymś takim pomyśleć? Przecież niedawno uciekłam od potwora, który niegdyś niesamowicie mnie kręcił, a później stało się jak się stało. Zayn na pewno jest taki sam. Każdy facet jest taki sam. Nigdy więcej nie popełnię tego błędu.
Spojrzałam na niego, a po chwili wychodziłam już z pokoju.

- gdzie ci tak śpieszno? – złapał mnie za nadgarstek
- nigdy więcej tak nie rób. – rzuciłam oschle, nawet się nie odwracając i wyrywając z uścisku.
- może trochę więcej wdzięczności? Gdyby nie ja i Harry nie wiadomo gdzie byś teraz leżała. – stwierdził, zakładając ręce na klatkę piersiową.
- dziękuję za łaskę. Mam paść na kolana i dziękować? Nie musiałeś mi pomagać.
- wiem.
- ty chyba bardzo lubisz bawić się w bohatera, wybawcę świata… Ale uwierz mi – zbliżyłam się do niego, a nasze twarze dzieliły milimetry. – całemu światu nie pomożesz. – wyszeptałam. Odwróciłam się na pięcie i odeszłam.


***

Wracając do hotelu poczułam ogromną potrzebę odlotu. Przyśpieszyłam kroku i niedługo potem znalazłam się w swoim pokoju. Czułam jak moje dłonie zaczynają drżeć. W pośpiechu wyjęłam spod poduszki mały woreczek z białym proszkiem. Parę sekund później leżałam na plecach, patrzyłam tępo w sufit i uśmiechałam się.

Leżałam nago na satynowej, ciemnej pościeli. Wpatrywałam się w rysy jego twarzy, kiedy nachylał się nade mną. Poczułam jego gorące wargi na swoich. Jego język próbujący zachłannie dostać się do mojego. Jego duże dłonie błądzące po moich nagich piersiach, raz na jakiś czas ściskające sutki, co bardzo mnie podniecało. Dotykałam jego torsu, wypełnionego tatuażami. Nad każdym zatrzymywałam się na dłuższą chwilę, muskając i liżąc go powoli. Moje dłonie przeszły na jego niesamowicie wyrzeźbiony brzuch. Spojrzałam mu w oczy. Wciąż się uśmiechał, wciąż widoczny był ten tajemniczy blask. Moje palce powędrowały na jego plecy, kreśląc na nich przeróżne kształty. Czułam pod opuszkami jak jego ciało delikatnie drży. Uśmiechnęłam się i wbiłam w jego usta.  Usłyszałam zduszony jęk, kiedy moja dłoń dotknęła wypukłości na jego spodniach. Widząc jego minę szybko się z nimi rozprawiłam i zobaczyłam  go teraz całkowicie nago. Oblizałam i przygryzłam dolną wargę. Teraz wygląda jeszcze lepiej.


- zrób ze mną to wszystko, na co nigdy nie miałeś odwagi. Spełnij wszystkie swoje najskrytsze fantazje. Jestem cała dla ciebie.. – wyszeptałam, nachylając się nad jego uchem i podgryzając jego płatek. Sekundę potem poczułam jego silne dłonie na swoich biodrach i jego gorącego członka w sobie. 


poniedziałek, 17 lutego 2014

Rozdział 4.

Kolejny dzień, znowu rutyna. Tak mogłoby się wydawać każdemu innemu. Jednak dla mnie ostatnie dni były zupełnie inne. W moim życiu pojawiła się Tess, a co za tym idzie pojawiło się coś co pomagało mi zapomnieć o doznanej przemocy. Coś, dzięki czemu w końcu mogłam być dawną sobą.

Jak zawsze w krótkiej przerwie w pracy, zamknęłyśmy się z Tess u mnie w pokoju. Wyjęłam małe lusterko, a ona wysypała na nie biały proszek. Tylko raz mnie do tego namówiła. Jednak wciąganie kokainy tak mi się spodobało, że czasem sama błagałam ją, by coś załatwiła.
Po wciągnięciu paru kresek, wzięłam szybki prysznic, by „zmyć” z siebie pozornie widoczne skutki. Ubrałam uniform i wraz z Tess, z śmiechem wróciłyśmy do pracy.

Kiedyś szłam sobie spokojnie jedną ze słonecznych, londyńskich ulic kiedy zobaczyłam po drugiej stronie znaną mi osobę. Przy jednej z kawiarni stał Zayn z jakimś innym chłopakiem. Otoczeni byli wianuszkiem piszczących dziewczyn i robili sobie z nimi zdjęcia. do tej pory nie mam pojęcia skąd one go znają. Kim on niby jest? Jakiś pieprzony celebryta?

Ale to, że go zobaczyłam wcale nie było dobre. Szczerze powiedziawszy od naszego ostatniego spotkania minęło sporo czasu i zdążyłam o nim zapomnieć. Może to przez kokainę? Nie mam pojęcia. Ale było mi z tym dobrze. A teraz, kiedy znów go ujrzałam, poczułam w gardle ogromną gulę. Odwróciłam szybko wzrok i ruszyłam przed siebie. Żeby tylko mnie nie zauważył. Mogę wydać wam się śmieszna z tym moim strachem i olewaniem Zayn’a. ale ja naprawdę się go boje. Za bardzo przypominał mi Adama. I mimo, że mi pomógł nic nie było w stanie mnie do niego przekonać.

Postanowiłam rozpocząć nowe życie. Życie bez mężczyzn, bez przemocy i bez problemów.  A pomagała mi w tym Tess i narkotyki.. Bo Po kokainie przeżywa się sny o potędze i jest się dzieckiem znacznie lepszego Boga. na kokainie się nie skończyło .Co tydzień przynosiła coś nowego.  Dzięki między innymi LSD, bardzo się do siebie zbliżyłyśmy. Ale to nie było to co myślicie. Nie byłyśmy razem. Nigdy za bardzo nie ciągnęło mnie do dziewczyn, choć przyznam, że w mojej sytuacji byłoby to najlepsze rozwiązanie. My po prostu bardzo się zaprzyjaźniłyśmy.


~ Zayn ~

Siedziałem na kanapie, wpatrując się w telewizor. Harry’ego jak zwykle nie było, a ja nie miałem czego ze sobą zrobić. Nie mogłem też przestać myśleć o Emely. Naprawdę bardzo jej współczułem. Jej problemów, jej strachu, Ale nie mogłem zrozumieć dlaczego taka dla mnie była. Dlaczego wciąż uciekała? Nie chciała mi nic powiedzieć. Ale chwila moment.. dlaczego ja się nią tak przejmuję? Przecież to przypadkowa dziewczyna, z którą na pewno już nigdy więcej się nie zobaczę. Przecież się pożegnaliśmy. Na zawsze. Nie mam prawa i czasu o niej myśleć!
Nagle mój telefon się rozdzwonił.

- słucham?
- no hej, tu Alice – usłyszałem w słuchawce słodki głos. No tak. Przez tą całą Emely kompletnie zapomniałem o tym, że spotykam się z Al. Wymazując z pamięci bądź co bądź piękną brunetkę, pogrążyłem się w rozmowie z dziewczyną.

Dni mijały powoli, a każdy z nich spędzałem z moją Alice. Byliśmy już oficjalnie parą więc wszystko było tak jak być powinno. Zapomniałem kompletnie o Emely i było mi z tym faktem w tamtym momencie bardzo wygodnie.

***

Siedziałyśmy z Tess w jej mieszkaniu, pochylając się nad kolejnymi kreskami i śmiejąc się do siebie. Tak bardzo uwielbiałam ten stan. Wszystko było lepsze, łatwiejsze. Miałam mnóstwo energii, by robić nowe, ciekawe rzeczy. A ten wieczór zaliczyć mogę zdecydowanie do jednego z ciekawszych.

Byłyśmy chyba totalnie naćpane i wpatrywałyśmy się w wyłączony telewizor. Nagle Tess przysunęła się do mnie i spojrzała znacząco.

- co? – spytałam w końcu
- próbowałaś kiedyś z dziewczyną? – wypaliła
- nie.
- ja też! Sprawdźmy jak to jest! – wyszczerzyła się i nie dając mi prawa głosu wbiła się zachłannie w moje usta.

Musze przyznać, że to było naprawdę ciekawe doświadczenie. Mogłabym nawet powiedzieć, że mi się podobało. Jednak nie na tyle by stać się lesbijką.

Kiedy się od siebie oderwałyśmy jak na zawołanie, obydwie wybuchłyśmy śmiechem. później Tess kładąc na czubku swojego języka małą tabletkę, zbliżyła się do mnie. Przygryzłam, a później oblizałam wargę i zwinnie zabrałam językiem białą tabletkę.


***

Powoli przyzwyczajałam się do natłoku pracy. Co wieczór pocieszałam się paroma kreskami lub kilkoma tabletkami.

Pewnego piątkowego popołudnia Tess zaproponowała wyjście do klubu. Bardzo chętnie na to przystałam. Przyszła do mnie i odprawiłyśmy nasz codzienny rytuał, nachylając się nad lusterkiem.  Zadowolone i pełne energii ruszyłyśmy do knajpy na piechotę.

Wchodząc do środka od razu zaatakowała nas silna woń alkoholu i dymu papierosowego. Usiadłyśmy przy barze i zamówiłyśmy po szocie. Później kolejne i kolejne.

- czas na coś dobrego! – rzuciłam i pociągnęłam za sobą uśmiechniętą dziewczynę.


Zamknęłyśmy się w kabinie i rozłożyłyśmy „sprzęt”. Po paru minutach wyszłyśmy totalnie naćpane. W drodze do baru zgubiłam gdzieś Tess. Byłam jednak na tyle „rozluźniona”, że w sumie się tym nie przejęłam. Zasiadłam na wysokim krześle i zamówiłam drinka. 

Rozdział 3.

Spojrzałam w stronę wybawcy. Zayn stał nad chłopakiem, a na jego twarzy rysowała się wściekłość.

- nigdy więcej nie podnoś ręki na kobietę skurwielu! – krzyknął po czym kopną Adama w brzuch.

Wciąż byłam w szoku, ale musiałam zareagować. Przecież nie może dojść do bójki w mcdonalds’ie. Wstałam możliwie szybko i chwyciłam Zayn’a za rękę.

- przestań.. – wyszeptałam.  On jakby mnie nie słysząc wyrwał dłoń z mojego uścisku i nachylił się nad chłopakiem. Chwycił go za fraki i podniósł do pionu. Kiedy twarz mulata znalazła się na wysokości twarzy Adama, uniósł dłoń, uformowaną w pięść i już miał zadać cios. Na szczęście udało mi się w ostatniej chwili go powstrzymać. Złapałam jego ogromną rękę i przyciągnęłam ją do siebie.

- proszę, przestań. Chodźmy stąd. – szeptałam, patrząc na twarz Zayn’a. Spojrzał na mnie, a sekundę  potem się uspokoił. Puścił Adama i odwrócił się w moją stronę. Przyciągnął mnie do siebie i przytulił, gładząc moje włosy.

- już sobie zdziro znalazłaś nowego fagasa? – zadrwił Adam, wycierając wyciekającą z jego nosa krew.

Poczułam jak mięsnie Zayn’a się napinają. Już miał się odwrócić, ale powstrzymałam go. Z trudem pociągnęłam go ku wyjściu. Zatrzymaliśmy się dopiero parę metrów dalej, przy jednej z wystaw sklepowych.

- dziękuję.. – rzuciłam szeptem, bojąc się spojrzeć na bruneta. Nic nie odpowiedział. Zamiast tego podniósł moją twarz palcem i spojrzał mi głęboko w oczy. Jego źrenice wciąż były powiększone, jednak widoczny był ten tajemniczy blask, który zauważyłam kiedy się pierwszy raz spotkaliśmy. Nie mogłam oderwać oczu od jego brązowych tęczówek. Kiedy po chwili spojrzałam lekko w dół, zauważyłam, że jego klatka piersiowa unosi się i opada coraz wolniej, jego oddech się uspokajał. Wróciłam do jego oczu. Nie mogłam sobie tego odmówić.

- kto to był? – głos Zayn’a wyrwał mnie z mojego własnego świata.
- przepraszam. – rzuciłam szybko i odwróciłam się.
-Emely. – usłyszałam jego poważny głos.
- nie powinniśmy byli się spotkać. Przepraszam cię za kłopot. – rzekłam cicho, nie odwracając się. westchnęłam i ruszyłam przed siebie.
- czemu wciąż uciekasz? – krzyknął za mną. Zatrzymałam się i podniosłam głowę. – nie dajesz sobie nawet pomóc. Dlaczego tak bardzo się boisz? Kto to był? – nie dawał za wygraną. Odwróciłam się w jego stronę.
- żegnaj Zayn. – wyszeptałam i szybkim krokiem odeszłam.


***

Leżałam na łóżku, wpatrując się w sufit. Tak wiele się dziś zdarzyło. A gdyby nie Zayn, zapewne leżałabym teraz pobita w mieszkaniu Adama. już dwa razy mnie uratował. A ja zachowywałam się jak idiotka, nie okazując mu wdzięczności. Ale nie mogłam postąpić inaczej. Nie potrafiłam. Bałam się. i to bardzo. Ale to normalne, w końcu od paru lat żyję w ciągłym strachu. Kiedyś było zupełnie inaczej. Potrafiłam cieszyć się z najmniejszych rzeczy. Ale on mnie zmienił. Przez niego straciłam przyjaciół, zatraciłam się w tym patologicznym, chorym związku. A teraz, kiedy w końcu się uwolniłam, nie wiedziałam co robić. Jak żyć.

***

Dni mijały. Poznałam w pracy mnóstwo świetnych osób. Najczęściej dziewczyn. Szczerze powiedziawszy to bałam się mężczyzn. Wszystkich. Któregoś dnia, jedna z moich nowych koleżanek – Tessa – zaproponowała mi wyjście do knajpy. Dawno nie piłam żadnego alkoholu więc się zgodziłam. Okazało się, że mój nowy szef zlitował się nade mną i dostawałam wypłaty. Minimalną stawkę, ale zawsze jakiś grosz.

Siedziałyśmy w jednym z londyńskich barów i popijałyśmy drinki, rozmawiając. Dzięki niej znów zaczęłam się uśmiechać. Miała niesamowite poczucie humoru. Plotkowałyśmy na temat osób w pracy, rozmawiałyśmy  o zainteresowaniach, gustach.

Po wypiciu paru drinków, Tessa uznała, że musi iść do toalety. Nie pytając mnie o zdanie, pociągnęła za sobą. kiedy weszłyśmy do łazienki, wkroczyła do jednej z kabin, jednak nie zamknęła się od razu. Spojrzała na mnie i kiwnęła głową, bym weszła z nią.

- po co? Nie dasz sobie sama rady? – zaśmiałam się.
- chodź. Mam coś dla ciebie – uśmiechnęła się tajemniczo. Ponieważ byłam już porządnie wstawiona, wzruszyłam ramionami i weszłam za nią do kabiny.

Opuściła deskę i wyjęła z kieszeni sreberko. Rozłożyła je na owej desce, by po chwili znów sięgnąć do spodni. Tym razem wyjęła z nich małą tytkę z białym proszkiem.

- o nie. nigdy w życiu – rzuciłam, widząc jak wysypuję owy proszek na sreberko i formuje na nim dwie kreski. Wyciągając banknot, zwinnie skręciła go w rulonik i nachyliła się nad sedesem. Szybkim  ruchem wciągnęła jedną z kresek, wytarła nos i z uśmiechem podała rulonik mnie.

- nie ma mowy. – pokręciłam głową.
- przestań. Gwarantuję ci dobrą zabawę! Spróbuj – mówiła cicho, zbliżając swoją twarz do mojej. Wzięłam głęboki oddech i chwyciłam za rulonik. Nachyliłam się nad deską i wciągnęłam. Poczułam się dziwnie. Inaczej niż zawsze. Czyżby wyrzuty sumienia? Nie, na pewno nie.

Dziewczyna klasnęła z zadowoleniem i po chwili uformowała kolejne kreski.

----------------------------------------------------------------------------------------------------

wiem, że krotki i przepraszam, ale tak jakos wyszlo. bardzo sie ciesze, ze podoba Wam się ta historia i mam nadzieje, ze dalsza czesc rowniez bedzie fajna ;) 
buziaczki!

niedziela, 16 lutego 2014

Rozdział 2.

Obudził mnie denerwujący dźwięk starego budzika, stojącego obok łóżka. Niechętnie zwlekłam się z łóżka i chwytając za wcześniej przyniesiony przez Kate uniform, poszłam wziąć poranną kąpiel.

Jak się potem okazało Muriel, z którą przyszło mi pracować była bardzo sympatyczną i ciepłą kobietą w średnim wieku. Mogłyśmy dyskutować na przeróżne tematy, jednocześnie pracując.

Po paru godzinach ciężkiej roboty, opadłam na łóżko w „swoim” pokoju. Nie miałam na nic siły, a była dopiero dziesiąta rano. Nagle poczułam przeraźliwe burczenie w brzuchu. No tak, przecież od dwóch dni praktycznie nic nie jadłam. Postanowiłam wziąć szybki prysznic i poszukać jakiejś taniej knajpki.

Po godzinie opuszczałam już mój nowy dom i miejsce pracy. Szłam powoli zaspanymi jeszcze ulicami Londynu. O tak wczesnej porze, w sobotę było naprawdę mało ludzi. Idąc, rozglądałam się dookoła. Mój wzrok zatrzymał się na mężczyźnie po drugiej stronie ulicy. Moje serce stanęło, a ciało zesztywniało. Szybko się otrząsnęłam i zaczęłam biec. On nie może mnie znaleźć. Nie pozwolę na to. Biegłam tak szybko i nie zważając na nic, że w pewnym momencie na kogoś wpadłam.

- o matko, bardzo przepraszam. Zagapiłam się – zaczęłam się tłumaczyć. Kiedy podniosłam głowę, moim oczom ukazała się znajoma twarz.
- znowu się spotykamy. – chłopak posłał mi uroczy uśmiech.
- tak.. przepraszam. – rzuciłam cicho i odsunęłam się.
- jak się dzisiaj czujesz? – spytał Zayn . Zdziwiłam się. Ten chłopak chyba trochę za bardzo się mną interesował.
- jest okej. Dzięki za troskę. – rzuciłam i już miałam ruszyć przed siebie, kiedy usłyszałam wołanie.
- czekaj! Tym razem nie pozwolę ci tak szybko uciec. – zaśmiał się i zbliżył do mnie. Był taki podobny do Adama. Wygląd, sposób mówienia, poruszania się, śmiech. Przerażało mnie to, więc cofnęłam się o krok.

- czemu się mnie boisz? – zdziwił się, ponownie podchodząc.
- a czego ode mnie chcesz? Przecież przeprosiłam. – stwierdziłam, umykając przed jego dotykiem.
- może dałabyś się zaprosić na kawę? – uśmiechnął się jak gdyby nigdy nic.
- a może nie? przepraszam, ale nie mogę. Miło było cię spotkać. Cześć. – rzuciłam i ruszyłam w swoją stronę. Podążałam w poszukiwaniu jakiejś knajpki, kiedy poczułam uścisk na nadgarstku, a chwilę potem pociągnięcie do tyłu. Przestraszyłam się i instynktownie zaczęłam się szarpać.

- spokojnie! To tylko ja – brunet mówił powoli, uspokajając mnie. Przyciągnął mnie do siebie i przytulił. Co on sobie wyobrażał? Jak można tak robić z obcym człowiekiem? Myśli, że wszystko mu wolno? Nakręcając się, odepchnęłam go i spojrzałam na jego zdziwioną twarz.

- możesz dać mi spokój? – spytałam wkurzona.
- dlaczego taka jesteś? – odpowiedział pytaniem na pytanie.
- jaka?
- taka… strachliwa. – spojrzał na mnie pytająco.
- to moja sprawa. – odwróciłam wzrok, bawiąc się palcami. Nagle usłyszałam jak burczy mi w brzuchu. I to porządnie. Najwyraźniej Zayn również to usłyszał, bo zaśmiał się donośnie.
- słyszę, że jesteś głodna. W takim razie zamiast na kawę zapraszam cię na wyżerkę. I tym razem nie przyjmuję odmowy. – rzucił, uśmiechając się.
- no dobra. – po przemyśleniu zgodziłam się. w końcu nie musiałam sama szukać miejscówki. On na pewno zna jakieś fajne miejsce. Oby tylko nie za drogie. Nie chce mi się tłumaczyć z mojej sytuacji materialnej. Westchnęłam i ruszyłam za chłopakiem.

Dwie przecznice dalej wchodziliśmy do mcdonalds’a.

- serio? – spojrzałam na niego.
- nie lubisz?
- nic takiego nie powiedziałam. – rzuciłam i nie zważając na chłopaka, ruszyłam do kasy. Parę minut później siedzieliśmy już przy jednym ze stolików, ulokowanych w rogu ogromnej Sali.
- czym się zajmujesz? – spytał nagle, biorąc kolejnego gryza swego hamburgera. Spojrzałam na niego przerażona. Bo czym ja się zajmuje? Niczym. Odkąd zamieszkałam z Adamem nigdzie nie pracowałam, nie uczyłam się. to on zawsze zarabiał na nasze wspólne życie.
- ja.. um. Niczym konkretnym.. – uciekłam wzrokiem.

Nagle usłyszałam pisk. Obróciłam się, za moimi plecami stała grupka młodych dziewczyn i wgapiała się w naszą stronę.

- boże! To Zayn! – krzyknęła jedna z nich i sekundę potem stały już przy naszym stoliku. Miałam wrażenie, że ja nie byłam dla nich kompletnie widoczna. O co im chodzi? Skąd one go znają?

Chłopak uśmiechnął się do nastolatek i po rozdaniu autografów zrobił sobie z nimi zdjęcia. na odchodnego krzyknęły „kochamy cię!” i roześmiane odeszły. Ludzie patrzyli na nas z zaciekawieniem.

- ee.. kim ty właściwie jesteś? O co chodziło z tymi dziewczynami? – spytałam bezpośrednio.
- intrygujesz mnie – wyszczerzył się
- niby dlaczego? – uniosłam brew, patrząc na chłopaka pytająco.
- po prostu. – rzucił krótko i zajął się swoim jedzeniem.
- nie odpowiedziałeś na moje pytanie. – odłożyłam swojego hamburgera, wciąż patrząc na bruneta.
- a czy to takie ważne? – uniósł głowę
- jak widać. – założyłam ręce na klatkę piersiową. Właśnie otwierał usta , chcąc coś powiedzieć kiedy w drzwiach zauważyłam kogoś, kogo nie chciałam widzieć. Przestraszona wstałam i rzucając, że idę do łazienki, pobiegłam w jej stronę. 

Oparłam się o ścianę i ukradkiem patrzyłam gdzie znajduję się Adam. Okazało się, że zgubiłam go z pola widzenia, co przeraziło mnie jeszcze bardziej. Nagle poczułam jak ktoś chwyta mnie za rękę i ciągnie do tyłu. Chwilę potem zostałam rzucona o ścianę.

- tu cię mam maleńka – Adam wyszczerzył się cwaniacko.
- zostaw mnie. – wyszeptałam
- nie ma takiej możliwości. Wracasz ze mną do domu. – rzucił poważnym tonem i pociągnął mnie za sobą.
- nie! nigdy! – krzyknęłam. Starałam się wyrwać z jego uścisku jednak na marne, był zbyt silny. Szarpałam się, a ten stał i wpatrywał się w moje poczynania z cwaniackim uśmieszkiem. Przyciągnął mnie do siebie i jedną ręką wciąż ściskając z całej siły mój nadgarstek, drugą złapał mnie za pierś. Nie wytrzymałam i moja ręka ruszyła w stronę jego policzka. Jednak on był szybszy. Złapał ją, a jego mina diametralnie się zmieniła. Puścił mój nadgarstek i z całej siły uderzył mnie w twarz. upadłam, podpierając się ręką. Spojrzałam na niego z obrzydzeniem.


- ty szmato! Nie masz prawa podnosić na mnie ręki! – krzyknął i uniósł dłoń by uderzyć mnie po raz kolejny. Jednak nie udało mu się. Ktoś złapał jego rękę,  usłyszałam uderzenie,  a chwilę potem Adam leżał już na podłodze z cieknącą z nosa krwią.

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

i co o tym sadzicie? mam nadzieję, że nie zawiodłam Waszych oczekiwań ;) 
buziaki!

piątek, 14 lutego 2014

Rozdział 1.

Siedziałam opierając się o ławkę i wciąż wpatrując się w tajemniczego chłopaka. Sama nie wiedziałam co myśleć, co robić. Z jednej strony niby potrzebowałam pomocy, z drugiej jednak strony ten chłopak był tak bardzo podobny do Adama. Bałam się go. Pokiwałam głową i odsunęłam się jeszcze bardziej. Skrzyżowałam ręce na piersi i zaczęłam pocierać ramiona, czując narastający chłód. W następnej chwili  zimno zniknęło, a na moich barkach pojawiła się skórzana kurtka.

- trochę dzisiaj zimno. – ponownie usłyszałam niski głos chłopaka, a sekundę później siadał tuż obok mnie, również opierając się o ławkę.
- co ty robisz? – spytałam cicho.
- a jednak umiesz mówić. – zaśmiał się i spojrzał na moją spuchniętą od płaczu i brudną od tuszu twarz. – chcę ci pomóc.
- niby dlaczego? – spojrzałam prosto w jego oczy. Czekoladowe, duże ślepia, w których można było się nieświadomie zatracić. Miały w sobie jakiś tajemniczy blask.
- a nie potrzebujesz jej? – uśmiechnął się.
- skąd to niby wywnioskowałeś? – spytałam z ironią, odwracając wzrok.
- hm. Może stąd, że nie co dzień spotyka się młode dziewczyny w środku parku o tej godzinie? W dodatku w takim stanie.
- nie potrzebuję niczyjej pomocy ani litości. – rzuciłam niemiło i oddałam chłopakowi kurtkę.
- czemu jesteś taka uparta? – ponownie zarzucił ubranie na moje ramiona.
- czego ty ode mnie chcesz co? Nie masz co robić? Odczep się! – krzyknęłam i wstałam gwałtownie, a skórzana kurtka spadła mi z ramion. Pobiegłam przed siebie, mając gdzieś w którą stronę biegne. Byle jak najdalej.
- poczekaj! – usłyszałam za sobą krzyk. Przyśpieszyłam. Nie widząc nic przez ciemność nocy, potknęłam się o coś wystającego z ziemi. W ostatniej chwili udało mi się oprzeć dłońmi, by nie upaść na twarz. chwilę potem, poczułam jak ktoś chwyta mnie za biodra, podnosi w górę i stawia do pionu.

- chcę ci tylko pomóc. – poczułam jego oddech na policzku, kiedy zbliżył się do mnie i zaczął wyjmować liście z moich włosów.
- dlaczego? Dlaczego tak ci zależy? – szepnęłam, mrużąc oczy, czując ciepło jego dłoni.
- nie lubię widzieć, jak kobieta cierpi. – odrzekł, odsuwając się.
- skąd wiesz, że cierpię. – rzuciłam, odwracając głowę.
- widzę w jakim jesteś stanie. Pozwolisz mi? – spytał, odwracając palcem moją twarz, tak bym mogła na niego spojrzeć. Przełknęłam ślinę i spojrzałam mu w oczy.
- tak. – wyszeptałam i spuszczając twarz, założyłam ręce na ramiona, pocierając je delikatnie.

Zarzucił na mnie swoją kurtkę i wyciągnął dłoń w moją stronę.

- jestem Zayn. – uśmiechnął się
- Emely. – uścisnęłam jego ogromną rękę i szybko schowałam ją z powrotem pod kurtkę.
- miło cię poznać. Chodźmy stąd. – rzucił i objął mnie ramieniem. Automatycznie zrzuciłam jego rękę z przerażeniem. Spojrzał na mnie zdziwiony, jednak zrozumiał, że nie mam ochoty na większy kontakt cielesny. Ruszyłam za nim. Szliśmy w milczeniu, by pięć minut później wyjść z parku na ulicę. Mimo naprawdę późnej pory wszędzie było mnóstwo ludzi. Kompletnie zapomniałam, że jest piątek.

- gdzie mieszkasz? Odprowadzę cię do domu.- zaczął po bardzo długiej ciszy
- ja.. nie trzeba, dam sobie radę. – szepnęłam, a w moich oczach po raz kolejny pojawiły się łzy.
- miałem ci pomóc. Daj mi.. – nie dokończył, bo odwracając się w moją stronę zauważył, że płacze. Przystanął i zbliżył się do mnie. Przechylając głowę na bok, otarł kciukiem moje łzy. W skupieniu, wystawił delikatnie język. Uśmiechnęłam się w duchu. To był naprawdę uroczy widok.  
- czemu płaczesz? – spytał po chwili.
- nie płacze. – rzuciłam, odwracając głowę.
- nie wmówisz mi, że oczy ci się pocą. Masz dom, prawda? – spojrzałam na niego jak na idiotę. Czy on uważał, że jestem bezdomna? Przewróciłam oczami i ruszyłam przed siebie.
- czekaj! – krzyknął za mną, chwytając mój nadgarstek. – przepraszam jeśli cię uraziłem.
- okej. – rzuciłam, wyrywając się z jego uścisku. – dziękuję za pomoc, ale dalej sama sobie poradzę. – stwierdziłam, oddając mu kurtkę  i odwróciłam się na pięcie. Postanowiłam, że tym razem nie dam się zatrzymać.

Kiedy po piętnastu minutach marszu dotarłam w końcu pod mieszkanie, poczułam ogromną gulę w gardle. Będę musiała znowu na niego patrzeć. Znów wysłuchiwać jego obelg. I z pewnością znowu mi się dostanie. Wzięłam głęboki oddech i wkroczyłam do bloku. Cicho nacisnęłam na klamkę. Było otwarte. Bardzo powoli przeszłam do sypialni. Nigdzie go nie było. Wyjęłam spod łóżka swoją małą walizkę i wrzuciłam do niej najpotrzebniejsze rzeczy. Kiedy ją zamykałam usłyszałam szelest.

- a ty gdzie się wybierasz? – odwróciłam się z przerażeniem. Adam stał oparty o framugę z założonymi na klatce piersiowej rękoma. Nie odezwałam się. w milczeniu skończyłam pakowanie i chwyciłam za rączkę walizki. – nigdzie nie idziesz ty mała zdziro. – krzyknął, po czym uderzył mnie w twarz. upadłam na podłogę, wypuszczając  z rąk walizkę. Wtedy poczułam w sobie siłę, której od tak dawna nie miałam. Podniosłam się z podłogi, chwyciłam za bagaż i odpychając chłopaka wybiegłam z mieszkania. Nie zwolniłam kroku, póki nie znalazłam się parę ulic dalej.

Usiadłam na pobliskim murku i odetchnęłam. Zauważyłam przechodzącą niedaleko kobietę w średnim wieku, palącą papierosa.

- przepraszam – podbiegłam do niej – czy nie miałaby pani papierosa? – spytałam najmilszym tonem na jaki mnie było w tamtym momencie stać.
- nie jesteś na to za młoda? – spojrzała na mnie unosząc brew
- jasne, że nie. jestem pełnoletnia. – wymusiłam na sobie uśmiech. O nic więcej nie zapytała. 

Wręczyła mi papierosa i użyczyła zapalniczki. Podziękowałam i odeszłam. Zasiadłam na murku, zaciągając się.

- trochę tego nie przemyślałam.. gdzie ja teraz niby pójdę? – szepnęłam do siebie, kiedy doszło do mnie co właśnie zrobiłam. Nie miałam pieniędzy. To znaczy trochę miałam, ale wystarczyłoby jedynie na jakiś obiad. Nie mogę wynająć pokoju, nie mam przyjaciół, nie mam rodziny. Jedyną opcją było chyba zamieszkanie pod mostem. Pocieszałam się faktem, że była wiosna, więc na pewno nie zamarznę.

Dopalałam papierosa i zastanawiałam się nad rozwiązaniem. Podniosłam głowę i spojrzałam na drugą stronę ulicy. Naprzeciwko mnie znajdował się mały budynek z wielkim szyldem „Hotel”. Nie wyglądał na bardzo ekskluzywny, wiec postanowiłam spróbować znaleźć tam jakąś pracę na szybko. Może uda mi się wynegocjować pokój za stanowisko? Wyrzuciłam peta. wstałam, poprawiłam koszulkę, chwyciłam za walizkę i biorąc głęboki oddech ruszyłam w stronę małego hotelu.

***

- pokój za pracę? A co niby chce pani u nas robić? – zabrzmiał niski głos postawnego mężczyzny, właściciela hoteliku.
- nie wiem.. mogę być sprzątaczką, pomagać w kuchni, cokolwiek.. – spojrzałam prosząco na mężczyznę. Nie chciałam robić z siebie ofiary, użalać się nad sobą. chciałam najzwyczajniej w świecie iść na dobry układ.
- no dobra. Będzie pani pomagała naszej sprzątaczce. Dam pani pokój na pierwszym piętrze. Może nie jest zbyt zadbany, ale zawsze. – rzucił. Podszedł do recepcjonistki i dając jej parę poleceń, ponownie zwrócił się do mnie
- Kate panią zaprowadzi i wszystko wytłumaczy. Do widzenia. – rzucił i chwilę potem odszedł.
- cześć – młoda, zgrabna blondynka uśmiechnęła się do mnie wyciągając rękę – Kate, miło cię poznać
- Emely, mnie również. – odwzajemniłam gest.
- chodź za mną. – rzuciła i ruszyła do przodu. szła powoli, kołysząc delikatnie biodrami. Była pełna wdzięku, klasy. Widać było, że dokładnie zna swoją wartość. – to tutaj. – po chwili otwierała drzwi do jednego z pokoi na końcu korytarza.

- dziękuję – uśmiechnęłam się i weszłam do środka. Pokój.. nie, to źle powiedziane. Klitka ta miała jedno duże okno, ściany pomalowane były na błękitno. Pod jedną z nich stało małe łóżko i taboret imitujący szafkę nocną z małą, ledwo żyjącą lampką. Naprzeciwko okna stała średniej wielkości komoda. A niedaleko niej mały stolik i krzesełko, chwiejące się na trzech i pół nogi. No i łazienka. Ledwo co się w niej zmieściłam ale zawsze coś. Nie mogę narzekać.

- niestety będziesz musiała przeżyć te warunki. I tak jestem w szoku, że szef zgodził się na taki układ – zaczęła blondynka – w każdym razie. Zaczynasz jutro od 6 rano. Przyjdź pod recepcję, jutro również mam zmianę więc pomogę ci w zapoznaniu się z personelem.
- dziękuję.. jesteś naprawdę miła. – uśmiechnęłam się do niej i odłożyłam walizkę. 

Odwzajemniła gest i wyszła z pokoju, zamykając za sobą drzwi.
Uchyliłam okno, bo w pokoju panował straszny zaduch i opadłam na łóżko. Westchnęłam i położyłam się na plecach.


- przynajmniej się od niego uwolniłam.. – szepnęłam i zmrużyłam oczy.

----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

jestem naprawdę ciekawa czy chociaż troszkę Was zainteresowałam i czy się spodoba. no nie pozostaje mi nic jak tylko trzymać kciuki. ;)
buziaki!

Prolog.

Leżałam bez ruchu na trawie, obok ławki w parku. Tak jak mnie zostawił. Nie miałam siły wstać, nawet się poruszyć. Jedyne co mogłam zrobić to płakać. Leżałam tam w ciemności. W rozdartej bluzce, cała ubrudzona błotem i rozmazanym makijażem. Powinnam wiedzieć, że ten chłopak nie jest i nigdy nie był dla mnie. Mimo wielu sygnałów wciąż wierzyłam, że się zmieni. Wierzyłam, że to dobry człowiek. A może od początku znałam prawdę? Może po prostu sama się oszukiwałam? Tylko dlatego, że tak bardzo pragnęłam kochać i być kochaną?

Teraz jednak nic już nie miało znaczenia. Jak zwykle pod wpływem złości pobił mnie i skopał. Bez żadnych skrupułów. Zawsze robił to w naszym zaciszu domowym. Zazwyczaj po jego wybuchach wychodziłam z domu i biegłam do parku, gdzie wypłakiwałam oczy. Dzisiaj było podobnie. Ale tym razem mnie odnalazł i wkurzony dokończył swoje dzieło właśnie tutaj, w jednym z londyńskich parków miejskich.

Po długim i bezczynnym leżeniu, postanowiłam się podnieść. Usiadłam na trawie, opierając się plecami o ławkę i chowając twarz w dłoniach. Płakałam. Znowu przez niego. Ile agresji może mieć w sobie jeden człowiek? ile łez można wylać przez takiego drania?

- przepraszam? –niespodziewanie usłyszałam nad sobą męski głos. Niepewnie podniosłam głowę. Nie widziałam dokładnie jego twarzy. Widziałam jedynie, że jest wysoki. Przestraszyłam się i cofnęłam do tyłu.

- nie bój się. chcę ci pomóc. – rzucił, nachylając się. Zauważyłam, że na jego twarzy pojawia się delikatny przyjacielski uśmiech. Ponieważ się nie odezwałam, ciemnowłosy wyciągnął w moją stronę dłoń i ponownie uśmiechnął się zachęcająco. 
Szablon by S1K